"W piątek 1939 r. wybuchła wojna. Życie zmieniło się w oczekiwanie najgorszego." Wspomnienia Pani Stefani Brus z Bań


Pani Stefania Brus od roku 1954 zamieszkuje wraz z rodziną obszar łowisk rybackich w pobliżu Bań. Urodziła się 19 IX 1931 roku w małej wiosce Jankowice znajdującej się w powiecie brzezińskim (dzisiejszym województwie łódzkim). Dom rodzinny w moich ojczystych stronach był jednym z ładniejszych w Jankowicach, tato wybudował budynek krótko przed wybuchem wojny - wspomina pani Stefania. Znajdował się w środku wioski. 

                                                                            
                                                                     Pani Stefania Brus
                                                       
Mama zajmowała się gospodarstwem domowym, tato pracował w naszym rodzinnym gospodarstwie oraz u zamożniejszych gospodarzy. Rodzeństwo moje, najstarszy Janek (ur. 1916 r.), Tadeusz (1922 r.), Marianna (ur. 1922 r.), Władysława (ur. 1925 r.), Jadzia (1935 r.), Eugeniusz (1939 r.). W kierunku zachodnim w odległości 22 km od mojej wioski znajduje się miasto powiatowe Brzeziny. W odległości 5 km na północny zachód od Jankowic znajduje się inna ważna dla nas mieszkańców mojej wioski miejscowość - Jeżów.

Brzeziny zespół klasztorny Reformatów    

Jeżów (w powiecie brzezińskim) - dawne miasto (prawa miejskie z 1334 r.) - dzisiaj wioska.Kościół parafialny pod wezwaniem św. Józefa 
               
Jeżów ( w powiecie brzezińskim) - kościół p.w. św Andrzeja - wybudowany w XVI wieku

Szkoła Podstawowa


W roku 1938 rozpoczęłam naukę w Szkole Podstawowej w miejscowości Gora oddalonej od Jankowic o 2 kilometry. Codziennie przemierzaliśmy trasę pieszo, mijaliśmy młyn przy cieku wodnym. Zapamiętałam budynek wyjątkowo. Był zadbany z czynnymi urządzeniami młynarskimi do przemiału ziarna na kaszę i mąkę napędzanymi swobodnie dużym kołem wodnym. Mieszkańcy z pobliskich wiosek korzystali często z urządzeń, oczekiwali w wozach konnych, załadowanych pękatymi workami  na swoją kolej. Przed młynem istniało rozgałęzienie dróg, wybieraliśmy drogę prowadzącą poprzez zabudowania gospodarstwa lub przekraczaliśmy rzekę po drewnianej kładce nad Rawką. Zapamiętałam nazwisko właściciela młynu - Bahmat. W szkole uczęszczali uczniowie klas I - IV z miejscowości Jankowice, Gora, Mościska. Uczniowie dwóch młodszych klas brali udział w zajęciach przedpołudniowych, natomiast dwóch starszych klas w porze późniejszej. W budynku znajdowała się jedna sala lekcyjna, nauczycielka - Feliksa Berger zamieszkiwała w budynku szkolnym. Przed szkołą znajdowało się małe boisko. W czasie wolnym graliśmy w klasy, w dwa ognie, berka.

                                                                               
1939

Lato w 1939 roku było upalne. Z zasłyszanych rozmów dorosłych zapamiętałam, że często pojawiał się w rozmowach temat nieuchronnej wojny. Mój zapobiegliwy tato wykopał w II połowie lata dół w ziemi, w którym ukrył produkty spożywcze: cukier, mąkę i soloną słoninę. Otwór w ziemi przykrył deskami, po czym  miejsce dokładnie przysypał ziemią. W piątek 1939 r. wybuchła wojna. Przestała docierać codzienna prasa. Życie zmieniło się w oczekiwanie najgorszego. 8 września od wczesnych porannych godzin działania niemieckiego lotnictwa  rozpoznawczego i bombardującego skoncentrowało się w pobliżu mojej wioski. Brzeziny w tym dniu zostały zbombardowane dwukrotnie. Niemieccy lotnicy ostrzeliwali wszystko, pojedynczych żołnierzy, oddalone zabudowania. Rozrzucano pociski, które wytwarzały dym czyniąc nieopisany zamęt. W wiosce w tym czasie w pośpiechu każdy mieszkaniec opuszczał miejsce zamieszkania aby ukryć się w najbardziej bezpiecznym w opinii dorosłych miejscu - "w gliniankach". Było to miejsce w kształcie koła, w którym pozyskiwano glinę do produkcji cegieł. Obszar był zarośnięty "gęsto" wierzbami i na szczęście jeszcze suchy. W pewnej chwili niemieckie samoloty bojowe latały dosłownie nad naszymi głowami. Dorośli i dzieci nieruchomo ukrywali się, ukryci w gęstych łozinach. Byliśmy chyba nie widoczni, ponieważ dość szybko samoloty oddaliły się z obszaru "glinianki" i  moich rodzinnych Jankowic. Piloci niemieccy pomimo stanowczości i brutalności, jaka cechowała ich działania w pierwszych dniach września 1939 r. nie podjęli ostrzeliwania obszaru, oddalili się w kierunku Łodzi.

     

Zapanował wszechobecny strach

Nastał bardzo trudny okres życia w którym stawką pozostawało nieodmiennie aby przeżyć, przetrwać. Zapanował wszechobecny strach. Wkradł się do naszego życia, strach przed wszystkim, każdy czyn związany był z obawą o konsekwencję Mogliśmy obyć się w wioskach bez pieniędzy, ponieważ podstawowe produkty żywnościowe wytwarzaliśmy sami. Rodzice podobnie jak inni gospodarze oddawali żywność w ramach przymusowych kontyngentów żywnościowych. Wiem, że dużo ciężej żyło się mieszkańcom miast. Życie ludzkie było "nic nie warte".
Na samym początku wojny wzmogła się ordynarna polityka wobec społeczności żydowskiej. Opowiadano, że w Jeżowie, Brzezinie wywożono całymi rodzinami żydowskich mieszkańców miasteczek na drewnianych wozach do stacji w Koluszkach, stamtąd do Getta Łódzkiego. Opowiadano o przerażającym widoku wywózki mieszkańców, którzy żyli tutaj od stuleci. Zamieszkiwali małe i duże miasta, w wioskach mieszkali rzadko. W miastach byli widoczni. W małym Jeżowie posiadali bożnicę i cmentarz.

                                                                   

Wnętrze synagogi       
 Jeżów - cmentarz żydowski
Gdy wojna już się na dobre rozpoczęła, w Niemczech brakowało ludzi do pracy. Niemcy za wszelką cenę potrzebowali "rąk do pracy" w gospodarstwach na terenie Rzeszy.  Również do sołtysa w Jankowicach dotarł wysłannik okupacyjnych władz hitlerowskich, mówiący po polsku. Rodziny w których byli starsi były odpowiedzialne do przekazania informacji. Przymusem pracy zostali objęci już 14 latkowie. Przymusowe zatrudnianie Polaków stanowiło jeden z głównych elementów hitlerowskiej polityki okupacyjnej. Osobom uchylającym się od obowiązku podjęcia pracy groziły surowe konsekwencje do zesłania do obozu koncentracyjnego.  Mieszkańcy wsi byli zatrudniani na terenie Rzeszy w gospodarstwach rolnych, przy naprawie i budowie dróg, budowie mostów, przy odśnieżaniu, przemyśle. Moje najstarsze rodzeństwo: Janek (1916), Tadeusz (1920), Marianna (1922) i Władysława (1925) dołączyli do grupy przymusowych robotników. Wyjechali do Rzeszy pociągiem. Rodzice rozpaczali, nie wierzyli, że powrócą do rodzinnego domu. Wiosną 1940 roku otrzymaliśmy pierwszą korespondencję od rodzeństwa. Władzia pracowała w fabryce amunicji, wykonywała ciężką pracę. Marysia szczęśliwie trafiła do dobrych ludzi, gospodarzy, była dobrze taktowana. Właściciel majątku, był osobą wpływową i posiadał dobre relacje z przedstawicielami miejscowej władzy hitlerowskiej. Użył swoich możliwości, dzięki czemu Władzia rozpoczęła pracę w tym samym gospodarstwie co Marysia. Do końca wojny pracowały razem. Bracia pracowali osobno. Najcięższą pracę wykonywał Tadeusz.


W najgorszej sytuacji były powracające z robót przymusowych  samotne kobiety 

W najgorszej sytuacji były powracające z robót przymusowych  samotne kobiety, które były narażone na gwałty pojedynczych i zorganizowanych grup żołnierzy sowieckich. Powroty do rodzinnych domów kobiet, które często w minionych okresie przeżyły prawdziwą gehennę związane były z ryzykownym powrotem. Wiele powracających kobiet było świadomych niebezpieczeństwa ze strony czerwono armistów. Powracały często w grupach lub z mężczyznami, z którymi związały się w okresie pracy przymusowej.Moje siostry powróciły do Jankowic ze swoimi sympatiami. Bracia w drodze do Polski poznali rodaków, którzy pochodzili "zza Buga". Nowo poznani opowiadali o opuszczonych gospodarstwach, często z zachowanym cennym wyposażeniem.  Po pełnym radości powrocie do domu, powitaniach w rozmowach pojawiał się często temat "ziem odzyskanych". Wizja wyjazdu na "ziemię odzyskane", opuszczone budynki mieszkalne nęciła braci. Namówili szwagra i pociągiem w kierunku zachodnim udali się na nowe polskie ziemie. Dotarli do dużego węzła kolejowego, do Stargardu. Później po przesiadce wyruszyli składem pociągu w kierunku południowym przez Pyrzyce, opuścili wagon w Tetyniu. Z wioski wyruszyli wąską drogą leśną do sąsiedniego Piaseczna, całkowicie wtedy wyludnionego. Bracia i szwagier oznaczyli budynki jako zajęte i powrócili do domu aby nakłonić moich rodziców do wspólnego wyjazdu na przyłączone do Polski zachodnie ziemie. Opowiadali o zbożu zgromadzonym w stodołach, wyposażeniu domów wtedy w zdecydowanej większości opuszczonych. Bracia powrócili jako pierwsi  "na zachód", po nich wyjechała siostra i szwagier. Rodzice zdecydowali o wyjeździe całej rodziny. Należało dopełnić formalności związane z wyjazdem, zabezpieczyć wagon i przewieźć spakowany rodzinny dobytek do wagonu. Potrzebowaliśmy kilku dni aby kury oraz króliki w klatkach, jałówka i pies znalazły się w jednym z wagonów gotowych do przewozu. Rodzice, dwoje rodzeństwa: Jadzia (1935) i Eugeniusz (1939) i ja w wagonie bydlęcym wyruszyliśmy do Piaseczna. Podróż od Koluszek do Stargardu przez Piłę trwała ponad dwa tygodnie. Jedno z miast przez które pociąg przejeżdżał szczególnie zapamiętałam (Piła), ponieważ długi nasz pociąg miał na dworcu dłuższy postój. Miasto było bardzo zniszczone.
Zniszczona Piła
Wieczorem opuszczaliśmy wagon i udawaliśmy się przez zniszczone ulice miasta nad brzeg rzeki, w której się codziennie myliśmy. W wiadrach nosiliśmy wodę z rzeki. W pobliżu zapamiętałam był zniszczony most. Jak się dowiedzieliśmy, miasto po niemiecku nazywało się Schneidemühl. Miasto było dużym ośrodkiem przemysłu zbrojeniowego, zamienionym w 1945 r w twierdzę i włączonym w system umocnień Wału Pomorskiego.                                                             

Po dwóch tygodniach drogi dotarliśmy po północy do Tetynia. Na stacji kolejowej dwa wagony zostały odczepione od pozostałego długiego składu pociągu. W drugim wagonie znajdowała się rodzina, która jako swoje nowe miejsce do życia wybrała pobliskie Górnowo. Wszystko co znajdowało się w wagonie bydlęcym zostało tutaj wyładowane. Tato pozostawił nas w pobliżu stacji i według uzyskanych od braci wskazówek wyruszył drogą biegnącą przez las do Piaseczna, odnalazł synów i nad ranem wozem konnym tato i bracia przyjechali po nas. 15 października 1945 roku w porannych godzinach wyruszyliśmy do Piaseczna.



Zapraszamy do lektury II części wspomnień pani Stefani Brus, które ukażą się w kolejnej części.
Wspomnień pani Stefani Brus wysłuchał Andrzej Krywalewicz
Zdjęcia łowisk rybackich w okolicy Bań wykonał Kacper Krywalewicz




Autorem działu regionalno - historycznego w portalu chojna24.pl jest Andrzej Krywalewicz. Znasz ciekawe historie? Posiadasz ciekawe fotografie? Zapraszamy do kontaktu: andrzejkrywalewicz@chojna24.pl lub tel. 793 069 999

Prześlij komentarz

Nowsza Starsza