Podejrzenie koronawirusa. Pacjenci śpią na poczekalniach i czekają kilka godzin na wyniki


O tym jak wygląda transport, pobyt na izbie przyjęć i oczekiwanie na wyniki badań opowiedział nam Pan Andrzej, jeden z pacjentów z naszego regionu, który był badany pod kątem zakażenia koronawiusem. 



Mężczyzna źle się czuł, miał gorączkę i duszności — zadzwoniłem do swojej przychodni zdrowia, powiedziałem, że mam gorączkę, 39 stopni, pani w rejestracji umówiła mnie na 15:40 do lekarza. Gdy przyjechałem i doktor mnie zobaczył, okazało się, że muszę zostać zabrany na badanie pod kątem koronawirusa. 

Pacjent sam wrócił do domu i tam miał czekać na przyjazd transportu sanitarnego, który jest zamawiamy przez Stacje Sanitarno - Epidemiologiczną. W międzyczasie mężczyzna został ponownie odwiedzony przez lekarza. 

Około godziny 22:00, po ponad sześciu godzinach od zgłoszenia, po pacjenta przyjechała karetka — był w niej tylko kierowca, ubrany w kombinezon ochronny i maseczkę, ja również dostałem maskę. Musiałem sam zejść do kierowcy, bo nie mógł znaleźć mojego adresu. 

Mieszkaniec naszego regionu trafił do szpitala przy ulicy Arkońskiej w Szczecinie, tam utworzony został tzw. bezimienny szpital zakaźny. Osoby z podejrzeniem zakażenia trafiają do tymczasowej izby przyjęć, która mieści się w namiotach. 

- O 3 w nocy wzięli mnie na badania, zrobili prześwietlenie płuc. Następnie na poczekalni czekałem z kilkoma innymi osobami na wyniki. Ja spałem na dwóch krzesłach, niektórzy leżeli na podłodze — opowiada nam mężczyzna — około godziny 11:00 przyszła kobieta, wyczytała moje nazwisko i powiedziała, że mój wynik na koronawirusa jest ujemny, ale mam grypę i muszę zostać w szpitalu. 

Pan Andrzej w poniedziałek wyszedł ze szpitala. Jest zdrowy.
Redakcja

1 Komentarze

Nowsza Starsza