Co można przeżyć jadąc autostopem przez Europę? [foto]


Podróżowanie po Europie nie wymaga wielkich nakładów finansowych - to już wiemy. Ponadto jazda autostopem zapewnia często wiele dodatkowych i niesamowitych atrakcji. Przedstawiamy kolejną część tekstu o przygodach Kamila Oleksiaka - nauczyciela - podróżnika.

O przygodach 23-latka z Chojny, który podróżuje autostopem pisaliśmy w artykule Autostopem przez Europę, niezwykłe podróże nauczyciela z Chojny [foto] [video]

Dziś przedstawiamy kilka historii, o których opowiada nasz bohater. 

24 kwietnia 2014 - Nieplanowana impreza życia z obcymi ludźmi w Amsterdamie

Ze Słubic do Amsterdamu dotarłem na 4 auta, poszło bardzo sprawnie, czekałem bardzo krótko. W Holandii spotkałem autostopowicza z Austrii, który również kierował się do Amsterdamu, więc ostatni odcinek pokonaliśmy wspólnie.

Gdy dotarłem do Amsterdamu po godzinie 20, nie wiedziałem zbytnio gdzie iść, gdyż po prostu nie miałem nawet mapy, a sklepy były już pozamykane. Stwierdziłem, że powłóczę się w nocy po mieście w stronę centrum i zwiedzę to, co się trafi po drodze. W telefonie nie miałem żadnego GPSa, przemieszczałem się od przystanku do przystanku korzystając z map na nich się znajdujących. Takie sytuacje doskonale zmuszają do ćwiczenia języków obcych pytając ludzi o drogę.

Przeszedłem kilkanaście kilometrów z całym ekwipunkiem podziwiając przepiękne kanały miasta. W środku nocy dotarłem do najbardziej rozrywkowej części Amsterdamu - De Wallen - dzielnicy czerwonych latarni. Jest to miejsce gdzie każdej nocą są tłumy turystów z całego świata. Nagle o 4 w nocy podeszło do mnie 2 młodych mężczyzn i zaczęli wypytywać mnie po angielsku skąd jestem, czym przyjechałem i ile dni tam będę. Odpowiedziałem im, że przyjechałem samemu autostopem z Polski kilka godzin wcześniej i nie mam gdzie spać, bo nawet nie wiedziałem że zjawię się w Amsterdamie, gdyż był to kompletnie niezorganizowany wyjazd. Jedyne co było w nim zaplanowane to miejsce startu. Holender popatrzył na mnie z podziwem i po jakiejś minucie lub dwóch zaprosił mnie do swojego mieszkania na nocleg. 

Dlaczego ów Holender zdecydował się zagadać akurat do mnie i zaprosić do siebie? Powód jest prosty: wielki plecak. To ten atrybut podróżnika odróżniał mnie od chmary turystów. Początkowo przyznam, że byłem trochę podejrzliwy, gdyż wydawało mi się to zbyt mało realne, że ktoś w środku nocy podchodzi i proponuje nocleg w najbardziej turystycznej części miasta. W trakcie gdy szliśmy do mieszkania Holendra szybko przekonałem się, że ten człowiek jest bardzo otwarty na poznawanie innych kultur i tylko chce mi pokazać holenderską gościnność. Weszliśmy do jego mieszkania i Jason wskazał mi łóżko na którym mogłem spać. 

Zostawiłem plecak i szykowałem się do spania, jednak Jason powiedział, że następuje zmiana planów - idziemy na imprezę. Pomyślałem sobie, że impreza w Amsterdamie może być najlepszą imprezą w moim życiu. I była. Gdy tylko zeszliśmy do piwnicy, bo tam odbywała się impreza, pozostali Holendrzy i Holenderki zaczęli mnie ściskać, jakbyśmy się znali się od piaskownicy. Od razu dostałem piwo i zapytano mnie jakie trunki i jedzenie sobie życzę - powiedzieli, że bez problemu załatwią dla mnie wszystko, żebym nie wstydził się mówić na co mam ochotę. Tego dnia to ja byłem ich gościem. Miałem świetną okazję poznać imprezowe życie Holendrów oraz dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy na temat Amsterdamu i kraju. Impreza skończyła się dopiero o 12 w południe.

3 czerwca 2015 - Szybki wypad do Barcelony

Podróż rozpocząłem w środę popołudniu z Kołbaskowa. Po około godzinie czekania trafił się kierowca busa, który jechał aż do Martorell do fabryki samochodów. Pomyślałem sobie wtedy, że w takim razie pojadę do Barcelony. Zatrzymaliśmy się gdzieś we Francji dopiero przed południem na krótki nocleg - spałem wygodnie w aucie może 3 godziny.

Kierowca busa wysadził mnie kilkadziesiąt kilometrów przed Barceloną, gdyż skręcał w inną drogę. Gdy mnie wysadził to zrobiło się już ciemno. Szybko zrobiłem tabliczkę z napisem Barcelona i próbowałem już dojechać od razu do Barcelony gdzieś w miarę blisko centrum. Już po około 2 minutach czekania zatrzymało się auto z 3 mężczyznami w środku. Zadano mi pytanie "Where are you from?" (Skąd jesteś?") i po odpowiedzi " Poland" usłyszałem ripostę "Wsiadaj k**** mać!" z bananem na twarzy. Najśmieszniejsze w tym jest to, że żaden z mężczyzn w aucie nie był Polakiem. Okazało się, że jedzie w nim Macedończyk oraz 2 Albańczyków. 

Tym razem trafiłem na gang Albanii i wbrew pozorom nie chodzi tu o Popka, ale o przemiłych mafiozów z których jeden okazał się poliglotą. Ustaliliśmy że wysadzą mnie pod samym Camp Nou. Zaczęliśmy rozmawiać po angielsku, potem przeszliśmy na włoski, gdyż każdy z nich znał go bardzo dobrze. Następnie z Macedończykiem przeszliśmy na polski. Byłem pod wielkim wrażeniem, gdyż znał go świetnie. Potem zaczęliśmy rozmawiać po niemiecku, a potem... moje lingwistyczne kompetencje się skończyły, gdyż znam tylko 4 języki. Macedończyk gdy zaczął wymieniać inne języki którymi włada myślałem, że sobie żartuje ze mnie. Ów mężczyzna znał także macedoński, albański, turecki, grecki, rosyjski, czeski, hiszpański, portugalski, szwedzki, norweski, duński, norweski oraz w mniejszym stopniu parę kolejnych.

I wcale to nie było tak, że znał tylko parę słów czy zwrotów w każdym języku - on był w stanie rozmawiać na rozmaite tematy w każdym z nich, posiadał naprawdę bogate słownictwo. Gdy zapytałem go o jego przepis na znajomość tylu języków to odpowiedział, że co kilka lub kilkanaście miesięcy zmieniał kraj zamieszkania.

W Barcelonie spędziłem cały piątek. Udało mi się zobaczyć Camp Nou, Sagradę Familię oraz wiele innych ładnych miejsc. Spędziłem także kilka godzin na plaży. Wyruszyłem wieczorem w drogę powrotną, lecz utknąłem na jakieś 3 godziny na stacji benzynowej pod Gironą. W nocy ludzie są mniej ufni, ale ja byłem przygotowany na takie czekanie. Jednak wciąż byłem ponad 2000 km od domu. Niespodziewanie zatrzymał się Ukrainiec jadący ciężarówką. Powiedział, że z miłą chęcią zabierze mnie na długą jazdę. Rzeczywiście była bardzo długa, bo przejechałem z nim ok. 1300 km i wysiadłem w okolicach Kolonii. Anatolij, bo takie było jego imię, był dla mnie najlepszym kierowcą z którym kiedykolwiek jechałem autostopem. Był to człowiek o bardzo wysokiej kulturze osobistej. Rozmowa tak nam się kleiła, że nawet nie zmrużyłem oka przez noc. Częstował mnie wszystkim co miał pod ręką. Gdy wylądowałem w Zagłębiu Ruhry utknąłem na jakieś 4 godziny, aż nagle zauważyłem z daleka auto z tablicami ZPY i okazało się, że kierowca jechał w swoje strony, więc zabrał mnie. Do domu dotarłem w niedzielę wieczorem.

Podsumowując, przemierzyłem ok. 4200km autostopem w 3 dni oraz spędziłem dobę w Barcelonie.

Zobacz zdjęcia na naszym profilu na Facebooku



Redakcja

Prześlij komentarz

Nowsza Starsza