Furmankami w kierunku Odry i Zatoni Dolnej. Październik/Listopad 1945

Nazywam się Stefania Sienkiewicz z domu Dziwińska. Moi rodzice to Anastazja i Michał Dziwińscy, miałam także brata Władka. Urodziłam się w 1931 roku we wsi Cebrów, niedaleko Tarnopola. Nasza parafia znajdowała się w pobliskiej Jeziernej i tam mieszkał ksiądz, który do nas dojeżdżał. W Cebrowie było około trzystu domów. W ponad osiemdziesięciu mieszkali Polacy, a w większości, ponad dwieście domów, zasiedlali Ukraińcy. Nasz dom rodzinny znajdował się w pobliżu drewnianego kościoła, po sąsiedzku mieszkał wujek Grela. Szkoła znajdowała się w Cebrowie, do której prowadziła wiejska uliczka. Po drodze należało pokonać tory kolejowe. Szkoła była nowo wybudowana, piętrowa, duża. Budynek szkoły chyba do tej pory stoi. W pobliżu znajdował się budynek nauczycielski, w nim mieszkał nauczyciel o imieniu Wacek. Przyjeżdżała również starsza kobieta – nauczycielka. Nazywała się Siwuna. Dobrze zapamiętałam tę nauczycielkę – jako osobę przystępną i spokojną. We wsi znajdowały się dwa sklepy. W środku wsi znajdował się sklep spożywczy, nazywany państwowym, w którym sprzedawano towary krajowe i kolonialne. Drugi sklep prowadzony był przez Żydów. Obok sklepu znajdowała się drewniana altana, do której schodzili się okoliczni chłopi, aby piwko pić. Sklep ten znajdował w niedalekim sąsiedztwie naszego domu. Do piwnej altany zachodził również wujek Grela, mój chrzestny, za co ciotka czyniła wujkowi zarzuty. Żydzi prowadzili sklep po swojemu. Mieszkali w tym samym budynku, w którym znajdował się sklep. Moi rodzice hodowali kury, kaczki, gęsi. Gdy wracałam ze szkoły, pomagałam rodzicom w gospodarstwie. Pasłam gęsi i krowy. Codziennie dwadzieścia sztuk gęsi prowadzałam na pastwisko. Mój ojciec był rolnikiem, żyliśmy z gospodarki. Posiadaliśmy cztery hektary ziemi, co za Bugiem było ani dużo, ani mało. Nam było wystarczająco dużo. Niedaleko wioski rzeka „duża taka” płynęła. Płynęła przez pobliski teren, który był własnością pana Płotkowskiego, przepływała ta rzeka o ładnej, dźwięcznej nazwie Seret. W pobliżu wioski tworzyła zalew, letnią porą spędzaliśmy tutaj chętnie czas, kto umiał pływał.

Przedwojenna moja grupa przedszkolna
 

Wojna się zaczęła

Z pierwszego etapu działań wojennych – ruskiego, przetrwały mgliste wspomnienia. Wraz z pojawieniem się Niemców, dokonał się podział naszej społeczności. Do czasu wojny w szkole dzieci uczyły się razem. Wraz z nastaniem niemieckiej okupacji, nastąpił podział etniczny, zaistniał on w każdej sferze naszego życia, również w społeczności szkolnej. Nie chcieli uczyć razem Ukraińców z Polakami. Niemcy kwaterowali w domach, rozproszeni w różnych częściach Cebrowa. W naszym życiu nie nastąpiły drastyczne zmiany. Zapamiętałam ewakuację mieszańców wioski. Później w mojej pamięci mocniej już zapisał się epizod rosyjski. Niemcy wówczas mówili, że „gonią ich ruskie” i w pośpiechu organizowali odwrót. Wówczas sowieckie wojska coraz odważniej przejmowały ofensywę i przejmowały kontrolę nad opuszczonym terenem. W tym czasie front zatrzymał się w Cebrowie i okolicy. Niektóre rodziny nie zgodziły się ewakuować. Wiele rodzin, które się sprzeciwiały, wywieziono „używając siły” do miejsc tymczasowej zsyłki. Podczas ewakuacji należało zabrać wszystkie niezbędne przedmioty, sprzęty. Zabraliśmy również nasze zwierzęta. W opuszczonych domach zamieszkali sowieccy, w stodołach krowy trzymali. Przebywali jakiś czas, póki front nie ruszył na zachód. On czuli się pewni i bezkarni. Ze względu na dużą ilość wojska, każdy z domów i budynków gospodarczych był zajmowany przez wielu sowieckich żołnierzy. Spali na ziemi, na glinianej podłodze. Z ewakuacji powróciliśmy do domu rodzinnego. Byliśmy bardzo zaskoczeni, gdy okazało się, że w pomieszczeniach zamieszkują wciąż żołnierze. Ze względu na fakt, że zakwaterowani wciąż przebywają w naszym domu, spaliśmy w małym pomieszczeniu – ja z mamą, a brat, który jeszcze wtedy żył, spał z ojcem. Władka banderowcy zamordowali. Po przejściu frontu nasze miejscowe społeczności stały się jeszcze mocniej poróżnione względem siebie.

Moja klasa. Czas nauki tuż przed wybuchem wojny


Pojawił się w naszym domu urzędnik

To był jeden z tych, który kolaborował z okupantem. Taki człowiek pojawił się w naszym domu. Przybył z nakazem przymusowej pracy dla mojego taty w jednej z sowieckich fabryk. Ojciec początkowo został osadzony w pomieszczeniu zamkniętym, które znajdowało się gdzieś w pobliżu Cebrowa. Mama zanosiła chleb pod drzwi. Czy inni dorośli mieszkańcy Cebrowa zostali w podobny sposób przymuszeni do pracy? Tak to był czas, gdy do fabryk broni, amunicji potrzebowali rąk do pracy. W krótkim czasie tata i inni mężczyźni został wywieziony w głąb okrutnego imperium radzieckiego. Niedługo przed wywiezieniem ojca na roboty, został zamordowany mój ukochany niespełna szesnastoletni brat. Należał do organizacji młodzieżowej – Jastrzębów (Towarzystwo gimnastyczne Sokół – młodzieżowa organizacja wychowania fizycznego w Polsce). Gdy miałam 10 lat oni się spotykali, organizowali, „aby na banderowców chodzić”. Przyszedł dzień, że ze strzelbą wyruszył. Przebrzydły banderowiec był szybszy, pierwszy strzelił w kierunku brata i zabił. Brat był starszy ode mnie. Władziu, został zastrzelony w wieku 16 lat. Byliśmy wtedy i dzisiaj jestem świadoma, że Władek w życiu osiągnąłby wiele. Został pochowany na pobliskim cmentarzu, w skromnej mogile, obok grobów moich dziadków. Takie czasy to były. Babcia nazwisko Pietrusek. Dziadek nazywał się Dziwiński. Czy pomniki dziadków przetrwały w Cebrowie? Zastanawiałam się niejednokrotnie. Zostałyśmy same jak dwie sieroty.

Zdjęcie wykonane w latach 50 tych w Zatoni

W latach 30 tych Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów rosłą w siłę. W czasie wojny nasiliło się okrucieństwo. Ze względu na nieludzkie metody postępowania z naszą społecznością, które wciąż przybierały na sile, Polacy z Kresów masowo opuszczali rodzinną ziemię. Wujek z ciotką jako jedni z pierwszych wyjechali z Cebrowa. Dojechali do Kurowa koło Gorzowa. Mama moja odwlekała wyjazd, oczekując powrotu ojca. W drodze w nieznane w tym samym wagonie bydlęcym jechali z nami sąsiedzi – Rodzina Balbuza. Zabraliśmy z sobą krowę. Podczas postojów wybiegałam narwać krowie trawy. My przebywaliśmy w wagonach krytych, zwierzęta długą drogę pokonały w wagonach odkrytych. Warunki przejazdu były ciężkie.

28 X 1945 pociąg zatrzymał się w Chojnie

Długa droga zakończyła się w Chojnie. Dotarliśmy tu 28 października 1945 roku i na stacji rozładowaliśmy dobytek, który przybył tutaj z nami. Koczowaliśmy tak kilka dni. Do zniszczonego miasta udawali się młodzi, badali teren, zagrożenia. W mieście stacjonowało wojsko radzieckie, miasto opustoszałe, zniszczone. Nie czuliśmy się bezpieczni po przyjeździe, czegoś oczekiwaliśmy. Czekaliśmy na dobrą chwilę, która nadeszła niespodziewanie. Jak się okazało, blisko miasta stacjonował polski batalion robotniczy, młócili pozostawione przez Niemców zboże, po czym furami przewozili żniwne plony na stację kolejową. Żołnierze zatrzymywali się wśród nas, pytali, gdzie zamierzamy dostać się ? Byli tacy pełni życiowej wiary i nadziei. Drogi wojenne ich były pogmatwane, ale doceniali, że los zesłał ich tutaj. Ktoś z naszych przemyślał, powiedział głośno - "Prowadźcie do tej dużej rzeki". Za nimi kolejni, w ten sposób na kilku drewnianych wozach opuściliśmy teren przydworcowy. Wozy były już puste, dobytek przywieziony ze wschodu przez nas repatriantów, zapełniał furmanki. Załadowane wozy wraz z ludźmi, zwierzętami oddalały się. Wśród ruin poszukiwano opuszczonych domów, mieszkań. Do dzisiaj przed oczyma widzę ulice miasto pełne gruzów, pierza, garnków. Chojna sprawiała wrażenie miasta wymarłego. Udaliśmy się kierunku Odry. Dojechaliśmy do Radunia. Dzięki stacjonującym blisko Odry polskim żołnierzom czuliśmy się bezpieczni. Później wielokrotnie udawałam się do miasta. Z gruzowisk opuszczonych domów, wybieraliśmy to, co mogło przydać się w domu; garnki, talerze… Po nas przyjeżdżali kolejni osiedleńcy. Ten pierwszy etap naszego życia cechowało oczekiwanie i nadzieja, że tata nas odnajdzie. Oczekując i wierząc w to, że się odnajdziemy, pisałam listy.

Nasza młoda powojenna społeczność

W środku Zatoni „W jednej kamienicy zamieszkaliśmy w pięć rodzin”

,,Zamieszkaliśmy w środku Zatoni..." To w tym budynku rodzinnym w Zatoni Dolnej zamieszkało pięć rodzin w 1945 roku"
,,Zamieszkaliśmy w środku Zatoni w budynku na wzniesieniu. W jednej kamienicy zamieszkaliśmy w pięć rodzin” ( w niewysłanym zachowanym do dzisiaj liście zostało wymienionych pięć rodzin, które zamieszkały w jednym domu w Zatoni, bezpośrednio po przyjeździe w 1945 roku. W liście zostały wymienione rodziny: Dziwińscy, Baziuta, Bodnar, Balbuza, piąte nazwisko nieczytelne-Wołoszyn?) Przebywała tutaj jeszcze starsza Niemka. Później przeprowadziliśmy się do opuszczonego domu nad Odrą, w którym żyje do dzisiaj. W centrum wioski zorganizowano dwa oddziały w szkole. Na pieszo lubiłam chodzić do Chojny. Zawsze coś się kupiło, jak to w mieście. Rynek powstał na placu, blisko dużego zrujnowanego kościoła. Stoliki, na których handlowano, ustawione były blisko siebie. Handlowano tutaj różnymi towarami. Zanosiłam na rynek przetwory z mleka, śmietanę, masło, sery. Na jednym ze stołów ustawiałam produkty. Co przywiozłam, zawsze sprzedałam. Autobusy „PeKaeSy” „jeszcze nie chodziły”. Nie raz udało się drogę pokonać dzięki ludzkiej życzliwości na drewnianym wozie. Po wojnie rzeka była umarła, nie przypominam, aby w tych pierwszych powojennych latach pływały barki, małe rzeczne jednostki. Nas młodych ciekawił i przyciągał cały czas jeszcze zagospodarowany obszar w pobliżu rzeki. Zapamiętałam dom w dolinie - leśniczówkę, w której nikt nie mieszkał, pomniki Adama i Ewy. Ten budynek nie przetrwał. To było bardzo dawno, potem obszar ten przejęła natura. Teren został zapomniany, zarośnięty. Do Zatoni przyjeżdżało objazdowe kino. Sklep prowadził pan Siemaszko. Oczekiwaliśmy z radością na zabawy, które były organizowane w różnych woskach. Później zorganizowano sklep państwowy w budynku szkolnym. Żyliśmy z pracy w gospodarstwie.



Zdjęcia mojego małżonka Stanisława z frontu

Lubiłam dobrze być ubrana. W czasie, gdy krótko mieszkałam w Kurowie koło Gorzowa, uczyłam się na krawcową. Po wojnie łatwiej było można kupić materiały. Szyłam dla siebie, dzieci i męża Stanisława. Maszyna moja stoi w „tamtym” pokoju. Teraz już nie mogę, nogi bolą. Wcześniej przed przyjazdem na Ziemie Zachodnie w rodzinnym Cebrowie czasy wojenne uniemożliwiały zakup materiału do uszycia ładnej sukienki. Od domu do domu chodziły handlarki odzieży używanej, zdobycznej. Za chleb wymieniały odzież z worka.

Wioska Zatoń przed wojną, była zamieszkała przez rybaków. Po wojnie kilkakrotnie odwiedził nas właściciel domu – Henryk Asmus. Z jego opowieści wynikało, że wieś do końca wojny zachowała charakter wioski rybackiej. Mieszkańcy, którzy trudnili się rybołówstwem zobowiązani byli oddawać na rzecz państwa 30 kilogramów złowionej ryby. Pozostałe ryby trafiały na stoły. Budynek kamienny, który przetrwał do dzisiaj na podwórku pełnił funkcję lodowni. Tutaj składowano ryby złowione w Odrze. Każdy mieszkanie wioski posiadał łódź, sieci, pozostały osprzęt rybacki. Po wojnie próbowano przywrócić Zatoni charakter wioski rybackiej, ale to się nie udało. Dzisiaj mogę się tylko domyślać, dlaczego - bliskość granicy na Odrze, od której oddzielał wieś pas oranej ziemi regularnie sprawdzany przez pograniczników, obowiązywał zakaz posiadania łodzi. Granica z NRD strzeżona jak przysłowiowe „oko w głowie”. Przyszedł czas zmian w moim życiu. Mojego małżonka Stanisława poznałam w tych pierwszych powojennych latach. Ślubowaliśmy sobie miłość i wierność. Na świat przyszli nasi synowie. W roku 1949 Edek, później Henio, Andrzej, Danusia, Marysia. Żyliśmy z pracy w polu. Obsiewaliśmy pola górzystych terenach zbożami, ziemniakami. Mąż Stanisław Sienkiewicz, urodził się 5 maja 1925 roku. Wieś rodzinna małżonka znajdowała się w województwie wileńskim, powiecie postawskim. Osada nazywała się Nanos. W czasie II wojny światowej bohatersko przebył odległą drogę ze wschodu do Berlina, odznaczony został wieloma medalami. Jeden z nich to polskie odznaczenie wojskowe „Medal za Odrę, Nysę i Bałtyk”. Był osadnikiem wojskowym, później rolnikiem, zmarł w 1997 roku w wieku 72 lat. Gdy synowie byli jeszcze chłopcami, Stanisław często wracał wspomnieniami do czasów wojny. Był pracowity, znał się na pracy, pochodził z rodziny gospodarskiej. Żywiliśmy się tym co wyprodukowaliśmy i rybami.

Mój syn Andrzej gdzieś w pobliżu węzła kolejowego Szczecin Dąbie


Książeczka Wojskowa mojego męża Stanisława przetrwała do dzisiaj.

                                   
Wspomnień Pani Stefani Sienkiewicz wysłuchałem wraz z wnukiem Krzysztofem Sienkiewiczem, który jest inspiratorem spotkania z Babcią w Sierpniu 2021 roku.


W lutym 2022 roku poprosiłem Ryszarda Mateckiego, który zamieszkał w Zatoni Dolnej w 1994 roku  i jest niekwestionowanym propagatorem, miłośnikiem, znawcą historii i codzienności urokliwego zakątka na zboczu Doliny Dolnej Odry, w północnej części Cedyńskiego Parku Krajobrazowego o jakiekolwiek informacje związane z dziejami Zatoni Dolnej po 1945 roku. Oto cenne informacje, jakimi podzielił się znany i ceniony entuzjasta regionu:

Zatoń Dolna. W 1945 roku stacjonował tu polski batalion robotniczy, który zbierał i młócił zboże i odstawiał je na cele aprowizacyjne do Chojny. Przy tej okazji zabrał z chojeńskiego dworca kolejowego kilka rodzin, które bały się stacjonującego tu wojska radzieckiego i nie opuszczały stacji. Były to rodziny Bodnarów, Dziwińskich, Bielińskich, a także panie Balbuza, Lech z synem, Baziuta, które przyjechały z okolic Tarnopola, część ze wsi Cebrów. W Zatoni mieszkało kilku osadników wojskowych – Lipski, Surwiłło, zaś Kazimierczak i Lipin pozostali tu po wojnie, wcześniej będąc robotnikami u tutejszych gospodarzy. Wieś nie była zniszczona wojną, zdarzały się jedynie drobne uszkodzenia od wybuchów. W centrum wsi osadnicy zastali radziecki, uszkodzony czołg. Było tu jeszcze kilka niemieckich rodzin, które wojsko do 1947 roku sukcesywnie wywoziło łodziami na drugą stronę Odry. Odbywało się to dość drastycznie, ponieważ ludność stawiała opór. Nowo przybyli mieszkańcy nie narzekali na głód, ponieważ zastali tu uprawione ogrody i zapasy ziemniaków, zboża, a także stogi siana. Wspominają, że na każdym podwórku stała łódź, ponieważ większość mieszkańców w Zatoni trudniła się rybołówstwem, a łąki których byli właścicielami, znajdowały się za Odrą. Na rzece umieszczony był prom linowy, którym przewożono bydło i siano. Do 1946 roku istniały tu dwa zakłady przemysłowe – cegielnia, a także obróbki metalu, obsługujący w czasie wojny wojsko niemieckie. Cegielnia funkcjonowała jeszcze w powojennych czasach, produkując dachówki i dając zatrudnienie miejscowym. W 1948 roku przybyły kolejne 2 rodziny, tym razem z Syberii,  a w następnych latach kolejni powracający z robót w Niemczech, którzy nie znaleźli dla siebie miejsca w swoich stronach – w Małopolsce. Zasiedlanie trwało do lat 50, była duża rotacja ludności, nie wszyscy chcieli tu pozostać ze względu na ciężkie życie na pasie granicznym. W 1948 roku ruszyła szkoła, w dawnym budynku, który zajmował po wojnie batalion robotniczy. Wcześniej dzieci chodziły do szkoły w Krajniku Górnym. Pierwszą nauczycielką była p. Symonowicz. Gdy szkoła przestała istnieć w latach 70, dzieci ponownie uczęszczały do Krajnika Górnego – klasy 1-4, a starsze do Krzymowa. Kościół w Zatoni, uruchomiono dopiero 1977 roku. Wg ustnych przekazów ambonę przeniesiono do Krajnika Górnego, żyrandole do Krzymowa, zaś organy do Chojny. Zdemontowano nawiewowe ogrzewanie i mechanizm zegara na wieży. Zlikwidowano przykościelny cmentarz niemiecki. Wszystkie rodziny prowadziły gospodarstwa indywidualne do lat 90. Specjalizowano się przede wszystkim w hodowli krów mlecznych. Kołchozu tu nie założono, ale od lat 60 było kółko rolnicze.



Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszego artykułu nie może być powielana ani rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny), włącznie z fotokopiowaniem oraz kopiowaniem przy użyciu wszelkich systemów bez pisemnej zgody autora.



Poniżej dwie stare fotografie wojenne, które  przetrwały w rodzinnym albumie











Prześlij komentarz

Nowsza Starsza