Niewidomi na Tandemach


Wszystko zaczęło się w 2013 roku od "Tandemowej wyprawy niewidomych od źródeł Wisły do ujścia". Najdłuższy odcinek dzienny, który planowano przejechać miał 143 km...

Na trasie maksymalnie mogło być 6 tandemów, 14 rowerów i 19 osób. Koordynatorem tego był Waldemar Rogowski i mimo tego "kosmicznego" wyzwania organizacyjnego doprowadził imprezę do końca.

I zaczął się ruch w sieci: niewidomi poszukują pilotów , piloci poszukują kogoś do pary. Tą działalność podjął Kuba Terakowski, który stworzył stronę w Internecie gdzie osoby z dysfunkcją wzroku , właściciele tandemów i chętni do roli pilotów tandemów, mogli się umawiać na przejażdżki tandemowe. Waldemar Rogowski stworzył fundację, dzięki której bardzo dużo osób wzięło udział w rajdach tandemowych po Polsce. To już były setki ludzi z całej Polski, zarówno osoby z dysfunkcją wzroku, jak i co najważniejsze piloci. Bo największym problemem są piloci tandemów. Dla pilota to jednak jest olbrzymia odpowiedzialność, nie jako widzącego kierowcy, ale na długich rajdach jako przewodnika i co tu dużo mówić, osoby odpowiedzialnej za cały duet. Osoba jadąca z tyłu może podpowiadać , zrobić naprawdę wiele na rzecz ekipy : śniadanie , kolację , herbatę , znaleźć w Internecie najbliższy sklep i setki innych rzeczy, ale za to, żeby dojechać bezpiecznie do celu musi zaufać pilotowi tandemu. To nie tylko technika jazdy, nie tylko zgranie, co jest najważniejsze, to zaufanie. Należy też brać pod uwagę, że taki pojazd jak tandem, to nie jest łatwa sprawa. Ciężki, mało zwrotny i w wielu miejscach jest problem z przepchnięciem go nawet pomiędzy np. barierkami ograniczającymi. W tej chwili mimo, że teoretycznie są chętni do "tandemowania", nie jest łatwo znaleźć parę. To jest wyzwanie dla obu uczestników wyprawy.

Polska podchwyciła inicjatywę i podzielono się na województwa dla lepszej organizacji. Ruszyła fala rajdów dłuższych, krótszych, po Polsce i zagranicą. Jak zwykle bywa, jedni wolą bardziej turystycznie, inni potrzebują potu i deszczu w butach widzący i ci mniej.

Ja zamarzyłem sobie rajd dookoła Polski w tandemie, trochę już sobie pojeździłem, włosy i broda posiwiała więc na co będę czekał. Niestety ta cholerna pandemia pokrzyżował szyki, ale w tym roku powiedziałem sobie, że nawet jak bym się miał zwolnić z pracy to pojadę. Podzieliłem rajd na etapy. Rajd miał kierunek zgodnie ze wskazówkami zegara. Pierwszy etap ze Szczecina do Gdańska, drugi z Gdańska do Białegostoku, trzeci z Białegostoku do Przemyśla, czwarty z Przemyśla do Myślenic pod Krakowem, piąty z Myślenic do Bogatyni( po zmianach do Wałbrzycha ) i szósty po zmianach z Wałbrzycha do Szczecina wzdłuż granicy zachodniej do Szczecina. Następnie ogłosiłem nabór chętnych na tylne siodełko. Czyli osób z dysfunkcją wzroku. Każda z nich miała przejechać ze mną w słońce w i deszcz jeden odcinek. Po wstępnej selekcji wybrańcy pojawili się u mnie na długi weekend majowy na krótki test. No i ruszyliśmy…


Pierwsze 4 etapy poszły zgodnie z planem z tym, że 4ty etap jechała ta sama osoba co 1-wszy czyli Bernadeta ze Śląska . Ze Szczecina do Gdańska cały czas jechaliśmy w mokrych butach , bez przerwy padał deszcz. W zasadzie nie ma specjalnych sposobów na deszcz prócz odzieży przeciwdeszczowej, ale Radek znalazł jeden ciekawy patent. Jeździ bez skarpetek, ale co parę kilometrów muszę się zatrzymać żeby wylał wodę z butów. Ale chyba najcięższy etap był z Przemyśla do Myślenic. Był najtrudniejszy ze względu na temperaturę i różnice wzniesień. Potrafiliśmy wypić po 10 litrów płynu na osobę. Pot lał się strumieniami, dosłownie. Mieliśmy wrażenie , że każda butelka wody momentalnie wycieka przez skórę. Płyn nie zdążył dotrzeć do nerek. Ale każdy etap miał swoją historię. Ja na pewno spełniłem swoje życiowe marzenie. Poza wyczynem , sprawdzianem empatii i umiejętnością współpracy w tandemie i to z osobą niewidomą, zauważyłem jak mało znam nasz kraj. Wiem teraz ,że jest dokąd jeździć. Byliśmy w przepięknych miejscach i „widzieliśmy” wiele. Zachęcam wszystkich pieszych i rowerzystów do eksploracji naszego kraju. Pamiętajmy , że ścieżki rowerowe to nie tylko te wyasfaltowane i oficjalnie otwierane. Są też szlaki rowerowe szutrowe i piaskowe , które znajdują się w przepięknych okolicach i warto je poznać . Wystarczy oznakowanie i informacja o charakterystyce danego odcinka, żeby np. na odcinki trudniejsze nie wybierać się z dziećmi . A propos, jeżeli chodzi o nowopowstające trasy asfaltowe. Spotykaliśmy się często z pewną próbą zawładnięcia tras częściowo przebiegających przez różne miejscowości , przez wszelkiego rodzaju pieszych, grupy z wózkami na rodzinnym spacerze, niestety nie ułatwia to nam życia. Oczywiście nie jestem ortodoksyjnym rowerzystą i rozumiem potrzebę korzystania z nowopowstałych utwardzonych tzw. „ ciągów komunikacyjnych”, ale stara maksyma brzmi „żyj i daj jechać innym” czy jakoś tak.

Wracając do szlaków rowerowych dla rowerzystów. Ważne jest , żeby na każdej trasie przez nich uczęszczanej były przystanki, najlepiej zadaszone gdzie można odpocząć w deszczu i jak zaleje nam nawigację , to można ją reanimować pod dachem, albo chwilę odetchnąć od upału. I ważne są też informacje gdzie się znajdujemy i czego spodziewać się po okolicy.

Są miejsca w Polsce, gdzie jest już to zorganizowane na dość wysokim poziomie. Profesjonalne punkty odpoczynku dla rowerzystów. Ale niestety w większości wypadków wspierają nas prowizoryczne punkty zaopatrzone np. tylko w ławkę i to bez zadaszenia. Doceniamy inicjatywę ludzi , którzy własnym sumptem tworzą taką infrastrukturę, ale tradycyjnie potrzebne są rozwiązania kompleksowe. No a największą bolączką są toalety, szczególnie dla kobiet . Wielu szlaków rowerowych nie znajdzie się na oficjalnych aplikacjach, nie mówiąc o mapach internetowych. Wiele szlaków „oznakowałem” w sieci sam i takich jak ja jest wielu. Na szczęście na forach internetowych wrze jak w ulu. Tam najpewniej można uzyskać najświeższe informacje o wszystkim co dzieje się w drodze i na drodze łącznie z informacjami o znalezionych zgubach (typu sakwa rowerowa).

A jak nasza wyprawa wygląda z punktu widzenia osoby niewidzącej? Na ten temat może powiedzieć coś Radek. Jako przedstawiciel tej kilkuosobowej grupy, która wzięła udział w przedsięwzięciu. Na pewno powie, że z takim despotą i dyktatorem jak ja, ciężko jechać. Ale to nie wynikało z mojej potrzeby rządzenia, ja musiałem udawać, że wiem co robię i mam pełną kontrolę i odpowiedzialność za dotarcie do celu.

Radosław Nowicki Szczecin

Znamy się już z Krzysztofem „chwilę” i wykręciliśmy już sporo kilometrów, kiedyś jak widziałem trochę lepiej w wieku mniej więcej 8 lat sam jeździłem rowerem po okolicy. Niestety po tym jak odkleiła mi się siatkówka widzę tylko plamy światła. Kolega zaproponował mi tandem. Pierwsza próba była udana mimo, że …w deszczu. Po jakimś czasie udało mi się kupić tandem z dofinansowania. Wziąłem udział w rajdzie zachodniopomorskim, którego jednym ze współorganizatorów był Krzysztof i dalej już poszło, a nawet pojechało. Rajdy krótsze i dłuższe nawet ponad 1200 km. No i tak znalazłem się tutaj z Krzysztofem na ostatnim, a w zasadzie, na dwóch ostatnich etapach. Dla osób niewidomych problem z pilotami jest duży. Można jechać z obcą sobie osobą, ale jednak dłuższe trasy wymagają wyrozumiałości z obu stron.. „a ja nie jestem łatwym w kontaktach z pilotem ..”dorzuca z uśmiechem Krzysztof. Mimo to cały czas poznaje się nowych ludzi, zwiedza wiele ciekawych miejsc no i olbrzymia satysfakcja z jazdy na rowerze. Są ludzie niewidomi i słabo widzący, którzy chcieliby wszystkiego dotknąć, posłuchać czy w inny sposób zobaczyć i doświadczyć . Ja akurat należę do grupy, którą cieszy sama jazda i wysiłek fizyczny. Lubię „kręcić kilometry” nawet jak czasami pokręcimy się w kółko. Oczywiście z radością pozwiedzałbym czy zobaczył wiele miejsc, ale dla mnie wysłuchanie opowieści o czymś, czego nie widzę, czy przeczytanie tego palcami nie stanowi jakiejś specjalnej atrakcji. Osoby z dysfunkcją wzroku muszą być w zorganizowanych grupach, żeby opłacało się dla nich otwierać specjalne sale dla niewidomych, czy wynajmować przewodników. Ja i Krzysztof nie jesteśmy taką grupą, chociaż jesteśmy dobrze zorganizowani. Chociaż raz zdarzyło mi się trafić do muzeum, które było stworzone pod kątem dzieci, czyli wszystkich eksponatów można było dotknąć. Takie sytuacje w tzw. normalnym muzeum są raczej niemożliwe .

Jeżeli chodzi o grupy zorganizowane (mówi Krzysztof) Ja miałem niesamowitą przyjemność przy okazji jednego z rajdów z niewidomymi zwiedzić jedno z muzeów w Szczecinie właśnie z możliwością dotknięcia eksponatów z napisem „ nie dotykać”. I tylko dlatego, że była to akcja zorganizowana, muzeum specjalnie na tą okazję się przygotowało. I myślę , że wiele osób widzących zwiedzałoby chętniej muzea w takiej odsłonie.

I tak płynnie przeszliśmy do tematu organizowania. Do naszego tandemu trzeba nieodzownie doliczyć trzeciego czyli Lecha Jewtuszko mojego mentora, organizatora i nawigatora całej wyprawy. To nasz „wielki brat”, bez którego cała ta heca mogłaby nie dojść do skutku. Oczywiście dzisiaj ze mną jest Radek, ale ten serial miał też innych aktorów takich jak: Bernadetta Kozioł Śląsk, Aleksandra Safianowska Warszawa, Mariusz Osuch ze Szczecinka.

Wszystkim serdecznie dziękujemy i do następnego spotkania w MIROWIE

Redakcja

Prześlij komentarz

Nowsza Starsza