Uczymy się angielskiego. Od czego najlepiej zacząć?



Język to brama do współczesnego świata. Bez niego trudno jest podróżować poza granice Polski, a z kolei nad Wisłą — ciężko o dobrą pracę z opanowaną jedynie mową ojczystą. Angielski stał się przez ostatnie dekady międzynarodowym standardem porozumiewania i nie wygląda na to, żeby miało się to zmienić. Od czego zatem zacząć naukę? Odpowiedź brzmi: to zależy. W tym artykule wyjaśniamy, co trzeba wziąć pod uwagę.

Sytuacja 1: jestem uczniem, ale w szkole niczego nie rozumiem

Jakość nauczania w szkołach nie jest zależna tylko i wyłącznie od podręcznika i programu. Te od lat są przystosowywane przez specjalistów tak, aby w ciągu 45-minutowych lekcji przekazać jak najwięcej wiedzy w możliwie atrakcyjnym wydaniu. Jednak to nauczyciel jest tutaj drogowskazem i mentorem, a prawda jest taka, że źle opłacana i przepracowana kadra belfrów w szkołach państwowych nie pracuje zbyt efektywnie. Smutne, ale prawdziwe.

Rozwiązaniem są zajęcia indywidualne. Nie trzeba przy tym wymyślać koła na nowo, wystarczy rzeczywiście skorzystać ze szkolnego podręcznika tak, aby wyjaśnić wszelkie zawiłości, szczególnie te gramatyczne. Dobry korepetytor będzie w stanie tego dokonać, z ewentualnym lekkim poszerzeniem tej wiedzy tak, aby była jeszcze bardziej użyteczna. Gdzie obecnie szukać takiego nauczyciela? Najlepiej zrobić to przez internet. W Polsce funkcjonuje dedykowana, największa tego typu platforma BUKI (można ją znaleźć pod adresem buki.org.pl). Jej przewagą jest to, że na zajęcia można umawiać się zdalnie, a jakość korepetycji może być mierzalna siłą społecznościowych ocen. Proste? No pewnie!

Sytuacja 2: w Polsce ciężko o godną pracę, więc wyjeżdżam za granicę

Czy można wyjechać za granicę (do pracy) bez znajomości języka? Można. Natomiast z pewnością taka sytuacja nie będzie w pełni optymalna. Oto dlaczego:
  • komfort psychiczny — trzeba być naprawdę bardzo otwartym człowiekiem, aby nie wpaść w sidła depresji z powodu braku możliwości porozumiewania się,

  • możliwości finansowe — bez języka trudno zawalczyć o dobrą pracę z pożądaną stawką godzinową,

  • problemy formalne — każdy kraj ma swoje formularze, wzory ubezpieczeń, kontrakty i inne dokumenty, z którymi prędzej czy później przyjdzie nam się zmierzyć,

Dlatego lepiej jest przed wyjazdem zorganizować sobie chociażby przyspieszony kurs językowy. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zrobić to przynajmniej dwa lata wcześniej, jednak w skrajnych przypadkach, nawet trzy intensywne miesiące będą działały „na plus”.

Mimo wszystko, w takiej sytuacji pójście drogą „podręcznikową” nie będzie najlepszym rozwiązaniem. Lepiej skupić się mocno na słownictwie, szczególnie tym związanym z podstawowymi zachowaniami w sklepie i ogólnie w podróży, a także… branżowym, którego przyjdzie nam używać w pracy.

To oczywiście nie wszystkie sytuacje, w których można się znaleźć. Dla osób pragnących podwyższyć kwalifikacje na CV, polecane są zajęcia przygotowujące do certyfikacji. Osoby pragnące podróżować, powinny skupić się na konwersacji i maksymalnym „osłuchaniu” z mową. Z kolei chętni na powrót do nauki „dla samego siebie” mogą docenić możliwości współpracy z native speakerem.

W każdym przypadku — jak łatwo sobie wyobrazić — ścieżka pozyskiwania wiedzy będzie nieco inna. Zmienia się nie tylko zakres formalny, ale i intensywność działań. Dla niektórych problemem będzie konieczność zrozumienia zakresu programowego, dla innych kluczem do sukcesu okaże się odnalezienie motywacji. W każdym przypadku kontakt z dobrym korepetytorem, czyli nauczycielem stosującym indywidualne metody, to bardzo dobry pomysł!

Redakcja

Prześlij komentarz

Nowsza Starsza